Ostatnia wizyta Joe Bidena w Polsce (luty 2022) wywołała ogromne emocje. I to pod wieloma względami, nie tylko tymi politycznymi. O dziwo, nawet więcej mówiło się o tłumaczeniu przemówienia prezydenta USA niż o warstwie merytorycznej wystąpienia.
To było ogromne wyróżnienie dla naszego kraju – Joe Biden, Prezydent Stanów Zjednoczonych, w rocznicę ataku Rosji na Ukrainę postanowił wygłosić przemówienie w Warszawie. Nie w Waszyngtonie, nie u żadnego innego sojusznika, ale w Polsce. Nie będziemy wdawać się w politykę, jednak zauważymy, że wagę tej wizyty doceniły wszystkie polskie siły polityczne. A zgrzytanie zębów z zazdrości słychać było z Paryża, Berlina czy Pragi. Dlaczego więc tak ważne wydarzenie nie zostało dopięte na ostatni guzik?
Co powie prezydent USA podczas swojego przemówienia w Arkadach Kubickiego w ogrodach Zamku Królewskiego? 22 lutego oczy całego świata zwrócone były na Warszawę. Oczekiwano konkretnych deklaracji dotyczących wojny w Ukrainie, pomysłów na zakończenie konfliktu, informacji o przyszłości NATO.
Nie jest naszą rolą ocena tego, czy wystąpienie Joe Bidena spełniło oczekiwania. W Polsce nawet niezbyt dużo się o nim mówiło, bo przysłonił je pewien „zgrzyt” (delikatnie rzecz ujmując).
Wpadka tłumacza podczas wizyty Bidena
Przemowa Joe Bidena transmitowana była na żywo pewnie przez wszystkie stacje informacyjne w Polsce, a na pewno przez te największe. I wiele osób przecierało soje oczy ze zdumienia, a właściwie uszy. Bo to, co usłyszeli z telewizorów, na pewno nie można było nazwać profesjonalnym tłumaczeniem konferencyjnym.
Choć Joe Biden wygłosił przemówienie w sposób spokojny i stonowany, tłumacz nie nadążał z symultanicznym przekładem, a tembr jego głosu sprawiał wrażenie, jakby miał za moment zemdleć. To była ogromna wpadka. Już podczas wydarzenia social media zalała fala negatywnych komentarzy internautów.
„Oglądam wystąpienie Bidena, tłumacz chyba starszy od Bidena ledwo nadąża (…)”; „’Moja żona Joe Biden pojechała do Afryki’ – tłumacz na ten moment robi robotę (…)” – to tylko niektóre opinie. Każdy, kto słuchał wystąpienia prezydenta USA, z pewnością zwrócił na to uwagę. Trzeba było niesamowitego skupienia, by zrozumieć, co chciał powiedzieć Biden.
Rola tłumacza symultanicznego
Nawet kilka dni po wydarzeniu negatywne komentarze nie ustały. Poproszono nawet o opinię Witolda Skowrońskiego, cenionego tłumacza konferencyjnego, którego nazywa się „tłumaczem prezydentów”. On również nie pozostawił suchej nitki na przekładzie wystąpienia Bidena. Zwrócił uwagę, że w głosie tłumacza słychać było wahanie, wątpliwości, a sam głos nieprzyjemny, co tylko utrudniało odbiór.
Czy słowa Bidena były prawidłowo przełożone? Jak powiedział W. Skowroński: „[…] tłumaczenie konferencyjne nie polega na dosłownym tłumaczeniu, tylko na tłumaczeniu znaczenia komunikatów, czyli na tłumaczeniu sensu”.
Rolą tłumacza symultanicznego nie jest więc oddanie każdego słowa, ale komunikatywny, płynny i zrozumiały przekaz. I tego właśnie zabrakło i stąd tak negatywne oceny.
Na przykładzie wpadki z tłumaczeniem konferencyjnym wystąpienia Joe Bidena widać doskonale, że wybór odpowiedniego tłumacza i agencji tłumaczeń nie może być pochopny. Niezależnie, czy to mała konferencja naukowa, czy wizyta głowy państwa, usługa MUSI być profesjonalna i fachowa, ponieważ kiepskie tłumaczenie daje kiepskie świadectwo. I to nie tylko tłumaczowi, ale także organizatorowi wydarzenia. Dlatego następnym razem, gdy będziesz przygotowywać międzynarodowe wydarzenie, postaw na współpracę z fachowcami z ILS Tłumaczymy.